Dwie moje najgrubsze książki

Świeżutka premiera 66 twarzy lucjana (wersja w miękkiej oprawie) + Jestem treścią

TYLKO 75 PLN z przesyłką*

* Cena zawiera przesyłkę POCZTA. Do paczkomatu należy doliczyć 10 PLN.

JESTEM TREŚCIĄ

PREMIERA 2023

To książka, której się nie czyta – nią się dostaje po ryju. 

 I to nie raz, nie dwa, tylko raz za razem, jakby autor bawił się w trening psychiczny: ile jeszcze wytrzymasz, czytelniku, zanim odłożysz tę cegłę i wrócisz do swojej bezpiecznej, ciepłej wiary w „dobrego człowieka Jezusa”?

Już pierwsze zdanie – Szekspir o pustym piekle – ustawia ton:

Piekło nie jest pod ziemią, piekło jest tu, a wszystkie diabły chodzą w koloratkach, garniturach i uśmiechach rodziców lajkujących zdjęcie z martwą rybą.

Prolog – prawdziwy manifest – wjeżdża jak rozbujany pociąg: Jezus nie jako prorok, tylko pasożyt i narcyz, który wymyślił sobie demony, żeby mieć alibi na darmowe żarcie i wino. Dalej kolejne rozdziały – egzorcyzmy, psychiatra kontra czarownik, biblijne absurdy, Hiob jako ofiara Pawłowa-boga, problem „szatana”, którego w zasadzie nie ma, ale którego potrzebuje instytucja, by trzymać nas w strachu.

Każda część to kolejny demontaż: najpierw religii, potem codziennych nawyków, a w końcu samego człowieczeństwa.

To nie jest ateizm w stylu „Bóg nie istnieje, więc cieszmy się wolnością”.

Książka gra ostrzej: Jezus nie jest etycznym mistrzem – jest próżnym czarownikiem, tchórzem, który wymyślił sobie wrogów (demony) żeby walczyć z niczym.

Religia nie walczy ze złem – jest złem, które sprytnie udaje swojego własnego przeciwnika.

Egzorcyzmy to nie folklor, tylko realna, systemowa przemoc wobec dzieci, wciąż praktykowana w XXI wieku.

Miłość – nawet ona jest u nas skażona rytuałem i bezmyślnością. Autor pokazuje, że nawet w najczulszych gestach często działamy automatycznie, bez refleksji, jakbyśmy odprawiali liturgię, a nie kochali.

Codzienność – zdjęcie z rybą na Facebooku to przemoc. Tak prosta, że aż boli, że nikt tego nie widzi. To nie jest książka, która tylko wali w krzyż i biblię – ona wali w nas wszystkich.

Styl to jazda bez trzymanki – gwałtowny, nieokiełznany, pełen pasji i gniewu, a zarazem uderzająco przenikliwy.

To język, który nie udaje neutralności, nie sili się na profesorski dystans, tylko rzuca się czytelnikowi do gardła. Autor nie waha się być obrazoburczy, ironiczny, brutalny – ale nigdy dla samego efektu. Jego ostrość jest narzędziem, które ma wyrwać z letargu, zmusić do myślenia tam, gdzie zwykle płyniemy na autopilocie. Ten styl ma w sobie coś z pamfletu, coś z filozoficznej tyrady, a coś z poetyckiego oskarżenia. Jest prowokacyjny, ale też głęboko szczery – bije z niego nie chęć szokowania, lecz rozpaczliwa potrzeba obnażania fałszu i bezmyślności.

To nie jest tylko walka z religią czy Jezusem. To walka z naszą bezmyślnością. Książka pokazuje:

- jak powtarzamy rytuały, które nie mają sensu, - jak łatwo usprawiedliwiamy przemoc (na rybach, w kuchni, w szkole), - jak kultura i religia ukształtowały nasze odruchy tak głęboko, że nawet ateiści chodzą na smyczy chrześcijańskich wzorców.

Jestem treścią nie jest dla mas.

To nie jest książka dla tych, co szukają potwierdzenia własnych poglądów. To jest książka dla tych, co mają odwagę zostać rozbici, zgnieceni i poskładani na nowo. Jeżeli ją przeczytasz i nic się w tobie nie zmieni – jesteś trupem, tylko jeszcze o tym nie wiesz.

66 TWARZY LUCJANA

PREMIERA 2025

Jeśli Jestem treścią było literackim młotem rozbijającym dogmaty i nasze przyzwyczajenia, to 66 twarzy Lucjana jest czymś jeszcze bardziej przewrotnym:

wielkim lustrem, w którym odbija się bóg, diabeł i cały człowiek – a czytelnik widzi przede wszystkim siebie.

Książka od pierwszych stron deklaruje, że nie zamierza nikogo głaskać.

To satyra w czystej postaci, bez kompromisów, bez taryfy ulgowej. Utwór zderza nas z rozmowami, które mogłyby być komiczne, gdyby nie fakt, że tak doskonale obnażają fundamenty naszego myślenia.

Tutaj bóg jest aroganckim partaczem, który wciąż coś psuje, a Lucjan –

jego ironiczny kontrapunkt – nieustannie przypomina, że niewiedza nie jest argumentem, a święte frazesy to tylko przykrywka dla chaosu i przemocy. To nie jest jednak prosta kpina z religii. 66 twarzy Lucjana to wielopoziomowa opowieść o irracjonalizmie jako chorobie cywilizacji.

Książka prowadzi nas przez kolejne sceny –

od kosmicznych sporów o wszechmoc, po Eden w wersji science fiction – pokazując, jak bardzo absurdalne są nasze wyobrażenia, kiedy próbujemy zamienić niewiedzę w dogmat.

Humor jest tu czarny, ostry, momentami obsceniczny – ale właśnie dlatego trafia celnie, bo nie pozwala uciec w bezpieczny dystans.

Lucjan jawi się jako głos nowego typu człowieka –

nie proroka, nie boga, ale świadka i analityka, który odrzuca infantylne bajki na rzecz logiki i etyki wynikającej z wiedzy, nie z zabobonu. Jego irytacja i cierpka ironia są w gruncie rzeczy wołaniem o odpowiedzialność: za własne myślenie, za własne wybory, za własną cywilizację.

Książka nie tylko obśmiewa –

ona zmusza do konfrontacji. Pokazuje, że religijne mity są jak źle napisane science fiction: pełne dziur, sprzeczności i groteskowych rozwiązań. A my wciąż traktujemy je poważniej niż realną wiedzę i fakty.

Czytelnik, który sięgnie po 66 twarzy Lucjana,

dostaje więc nie tylko satyrę, ale i filozoficzny traktat w przebraniu komedii. To dzieło, które bawi, prowokuje i zawstydza – czasem w jednym akapicie. I właśnie dlatego działa tak mocno.

Media